piątek, 30 września 2011

Warsztaty kulinarnarne, czekolada i orzechowe naleśniki

Siedzę w fotelu z lampką wina i oglądam ekranizację musicalu 'Nine' - w pustym mieszkaniu słyszę tylko dźwięki i śpiewane słowa 'Be Italian', uwielbiam to. Cały tydzień czekałam na piątkowy relaks.

Weekend zapowiada się równie pracowicie jak ostatnie dni. Jutro jadę do Gdyni uczestniczyć w Trójmiejskich Warsztatach Kulinarnych prowadzonych przez wybitnego cukiernika Tomasza Dekera. Jestem pewna, że wrócę nie tylko wzbogacona o nowe doświadczenia, ale też z ciekawymi pomysłami i mnóstwem inspiracji, którymi natychmiast się z Wami podzielę. Wybrałam część warsztatów poświęconą czekoladzie. Lubię jej smak, zapach. Uwielbiam wszystko co ma dodatek czekolady, a tabliczka z orzechami sprawia, że jestem w siódmym niebie. Zapewne najbliższe tygodnie na blogu będą pełne postów wypełnionych czekoladową inspiracją. We wtorek opowiem Wam więcej o całych warsztatach, ich przebiegu i rezultatach :)

Ostatnio mam niewiele czasu na gotowanie. Goni mnie czas, życie i praca. W poniedziałek mam egzamin na prawo jazdy. Trzymajcie kciuki co bym, jak to mówi mój instruktor 'włączyła myślenie'. Czy zdam, czy nie, od wtorku wracam do Was pełną parą z masą nowych pomysłów, tygodni tematycznych, krótkich artykułów kulinarnych, recenzji i z całą moją gadaniną :) Mam również kilka niespodzianek, w tym parę konkursów oraz ciekawe i praktyczne materiały do pobrania, które ułatwią wam kuchenne urzędowanie :)

KONKURS- GŁOSUJEMY!

Mam do Was  ogromną prośbę. Biorę udział w konkursie, w którym nagrodą jest możliwośc publikacji w magazynie wydawnictwa Burda Media. Wiem, że wielu z Was regularnie czyta bloga 'cookITgood', wiem tez, że zagląda tu sporo nowych czytelników. Wszystkich  Was uprzejmie proszę o głosy. By oddać głos należy kliknąć w żółty prostokąt poniżej lub w prawym-górnym rogu strony. Zajmie Wam to tylko chwilę, a dajecie mi tym samym ogromną szansę i nadzieję na dalszy rozwój. Jeżeli macie jakieś sugestie, pomysły lub propozycje modyfikacji bloga piszcie na maila (carolineb.photography@onet.eu), chętnie skorzystam z Waszych rad byśmy mogli wspólnie bawić się i cieszyć domowym gotowaniem :)



Wszystkim, którzy na mnie zagłosują serdecznie dziękuję :) 

Czas teraz na dzisiejszy przepis. Publikowany był kiedyś w magazynie KUCHNIA. Dziś wracam do niego. Na myśl o jesieni od razu wyobrażam sobie garść pełną orzechów. Dziś podaję przepis na pyszny i sycący obiad w słodkiej odsłonie czyli naleśniki z wyśmienitym farszem, przepis w całości jest mojego autorstwa i zapewniam Was, że jest wart przygotowani :)



Naleśniki mięsno-orzechowe

składniki:
(na 4 porcje)

ciasto naleśnikowe:
220 g mąki
370 ml mleka
1 łyżka cukru
2 jajka

farsz: 
 mięso mielone
z 4 piersi kurczaka
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
2 łyżeczki cynamonu
po 1/2 łyżeczki chilli, świeżego tartego imbiru i mielonych goździków
sól i pieprz
150 ml mleka
100 ml bulionu warzywnego
1 łyżeczka sosu sojowego
400 g orzechów pekan
6 łyżek miodu 

sos:
100 ml mleka
6 łyżek miodu
2 łyżeczki startego imbiru

przygotowanie:

Wyrabiamy ciasto, mieszając w blenderze mąkę, mleko, cukier i jajka, smażymy naleśniki.
Mięso na farsz posypujemy przyprawami, zalewamy połową mleka i bulionu oraz sosem sojowym. Odstawiamy na 15 min.
Orzechy mielemy i prażymy. Dodajemy mięso wraz z marynatą, smażymy. Wlewamy resztę mleka i bulionu oraz miód, redukujemy.
Nadziewamy naleśniki farszem. Podgrzewamy mleko z miodem i imbirem, polewamy naleśniki gorącym sosem.
Dekorujemy uprażonymi pekanami.

Bon Appétit!


niedziela, 25 września 2011

Jesienny lunch 'na wynos' poproszę.

Według kalendarza jesienna pora deszczy i kałuż już sie rozpoczęła. Mimo to ja jeszcze nie czuję jesiennej aury. Choć otulam się w sweter i sięgam po kubek czegoś ciepłego, nie przeszkadza mi lekki chłód poranków, ani nieco wcześniejsze nadejście wieczoru.

Wczesnym popołudniem siedząc w ogrodzie popijam herbatę.
Słońce przyjemnie świeci mi w oczy i  rozpuszcza leżące na stole kostki czekolady.
Jest tak przyjemnie, ptaki śpiewają i wszystko wydaje się tętnić życiem.
Na niewielkich krzaczkach widzę jeszcze ostatnie poziomki, ponadgryzane przez łakome ślimaki, a na małej grządce znajduje ostatnią tegoroczną truskawkę, która nieśmiało chowa się pod liśćmi.
Marzyłam o takim początku jesieni, jeszcze ciepłym, pachnącym latem.
Idealnym na spacery i puszczanie latawców.

Podczas długich spacerów warto schować do koszyka coś pysznego. Jesienny lunch
w wersji 'na wynos' dla całej rodziny, czyli kanapki-metrowce z bazyliowym pesto.
Dlaczego metrowce?
Wszystkim, którzy się nie domyślają radzę szeroko otwierać buzie podczas jedzenia :P


Kanapki - metrowce z domowym pesto z bazylii

składniki:

pesto z bazylii (można też użyć gotowego, chociaż ja wolę domowe)
z tego przepisu można otrzymać ok. 2-3 słoiczki pesto

2,5 szklanki świeżej bazylii
pół szkalnki włoskiej pietruszki (można użyć odmiany zwyczajnej, jednak włoska jest bardziej aromtyczna)
pół szklanki uprażonych orzeszków piniowych
4 ząbki czosnku, rozgniecione
pół szklanki oliwy z oliwek

2 łyżki soku z cytryny
3/4 szklanki tartego parmezanu
szczypta soli

kanapki:

1 bochenek chleba lub 6 bułek typu ciabatta (zależy co wolicie)
30 plastrów chorizo
12 plastrów mozzarelli
6 plastrów prosciutto
2 dymki

przygotowanie:

W blenderze połączyć bazylię z pietruszką, orzeszkami piniowymi, czosnkiem, solą, oliwa z oliwek i sokiem z cytryny (bez parmezanu!). Zmiksować na gładką masę. Przełożyć masę bazyliową do osobnej miski i wymieszać z parmezanem do całkowitego połączenia. W razie potrzeby dodać więcej soli lub soku z cytryny do smaku.
Pokroić chleb w bardzo grube kromki, każdą z nich dociąć do kształtu prostokąta i przeciąć wzdłuż. Jeżeli używamy bułek należy odkroić twarde brzegi, a ciabatty przekroić wzdłuż.

Dolną warstwę posmarować pesto, na nim układać kolejno chorizza, mozzarellę, prosciutto i pokrojoną w piórka dymkę. Przykryć górną warstwą chleba lub ciabatty.

Owinąć w folię spożywczą i lekko przygnieść np. książką, pozostawić na 15-20 minut i wyjąc z folii.

Można owinąć dekoracyjnie papierem i przewiązać wstążką.



Życzę wszystkim miłych niedzielnych spacerów i łapania ciepłych promyków jesiennego słońca.
 
Bon Appétit!
 


czwartek, 15 września 2011

OWOC ma MOC! - śliwki


NO I WPADŁA ŚLIWKA W KOMPOT!

Gdy jesień zbliża się coraz większymi krokami na straganach zaczynają pojawiać się jej pierwsze zwiastuny. Pyszne owoce, o intensywnej fioletowej barwie. Niezastąpione w jesiennym kalendarzu kulinarnym. Idealne do drożdżowych placków, kruchych tart, przetworów i sosów. Dziś zaprezentuję nie tylko sporo ciekawostek na temat śliwek. Specjalnie dla Was przygotowałam innowacyjny placek ze śliwkami i kremem śmietanowym.
Nadszedł czas śliwkowych aromatów!

Śliwki przypominają mi przedszkolne lata, kiedy to wracając z placu zabaw szłam z babcią na targ i kupowałam parę kilo, by później dźwigając chociaż jeden woreczek doczłapać na czwarte piętro. W rzeczywistości ani zakupy na targu, ani wchodzenie po schodach z tobołkiem nie sprawiało mi takiej radości jak to co działo się w domu. Nigdy nie byłam pewna co będziemy robić w kuchni. Smażyć powidła? Czy chować pod kraciastą ściereczką pulchną kulke ciasta i czekając aż wyrośnie bawić się w bibilotekę. Babica uwilbia ten zwiastun jesieni, gdy tylko przychodził czas na śliwki w jej głowie pojawiały się setki pomysłów na ich wykorzystanie. Placki, drożdżówki, powidła, przeciery, schab ze śliwką czy fioletowy kompot.

 Zawsze w kuchni powtarzała ze mną nasz ulubiony dziecięcy wierszyk.

'Wpadła gruszka do fartuszka,
a za gruszką dwa jabłuszka
A ŚLIWECZKA WPAŚĆ NIE CHCIAŁA, BO ŚLIWECZKA NIE DOJRZAŁA"

kończąc zawsze mówiła,
'a nie wpadła do fartuszka bo wpadła do ciasta' (tudzież innego kulinarnego cuda, które akurat wspólnie przygotowywałyśmy)
Tak było w dawnych, choć nie aż tak odleglych czasach, a dziś już o w pełni dojrzałych śliwkach opowiem Wam, może nie wierszyk, ale przypominajkę byście pamiętali jakie są zdrowe i smaczne :)





Śliwki sygnalizują, że jesień (przynajmniej ta goszcząca w kuchni) jest już za rogiem..W Polsce sezon na te owoce rozpoczyna się w sierpniu i trwa do października. Na świecie śliwki pojawiają się już w maju, ta odmiana pochodzi z Japonii, a sezon na nią trwa do sierpnia. U schyłku lata warto wypatrywać na straganach odmian europejskich.

Śliwki zaliczane są do owoców pestkowych, uważa się że pochodzą z Azji. Już w czasach starożytnych hodowane były na całym świecie, a Indianie spożywali ich dzikie odmiany jeszcze przed przybyciem Europejczyków na ląd obecnej Ameryki.

Śliwki dojrzewają najlepiej w klimacie umiarkowanym, może je spotkać w wielu odmianach od tradycyjnej fioletowej, przez czerwone, pomarańczowe czy żółte, aż po owoce o jasnozielonej barwie.

Korzyści zdrowotne

Śliwki, zarówno w formie świeżej i suszonej są bogate w unikalne składniki odżywcze i kwas chlorogenowy. Substancje te pełnią funkcję przeciwutleniaczy. Śliwki pomagają w przyswajaniu żelaza w organizmie, co prowadzi do lepszego krążenia krwi i wzrostu zdrowych tkanek. Ta zdolność może być związane z wysoką zawartością witaminy C w owocach. Badania wykazały również, że regularne spożywanie śliwek zapobiega degeneracji plamki żółtej oraz pomaga chronić oczy przed infekcjami. Śliwki zawierają też pewne związki, które oczyszczają krew, a ich jedzenie zmniejsza szanse zachorowania na choroby serca. Wszyscy wiemy, że śliwek, głównie suszone, stanowią skuteczny środek przeczyszczający, a to za sprawą wysokiej zawartości sorbitolu.

Wybór i przechowywanie

Należy szukać niepogniecionych śliwek. Ich skóra powinna być gładka, bez skaz, plam i przebarwień,a owoce miękkie. Szaro-biały połysk na powierzchni śliwek jest naturalny i świadczy o ich niewielkiej eksploatacji. Dobre śliwki mają intensywną barwę i są lekko miękkie. Jeśli zdecydujesz się nieco bardziej jędrne owoce, chcąc by dojrzały i zmiękły w domu pamiętaj by nie były one ani niedojrzałe, ani zbyt dojrzałe.

Śliwki dobrze dojrzewają w temperaturze pokojowej, jednak dzieje się to szybko, pamiętaj, aby sprawdzać je codziennie i wybierać te odpowiednio dojrzałe. Dojrzałe owoce można przechowywać w plastikowej torbie umieszczonej w lodówce jednak nie dłużej jak 4-5 dni. Śliwki mogą być także zamrożone lub konserwowane, nadają się do przygotowania dżemów i galaretek.

*Jeśli śliwki były przechowywane w lodówce przed spożyciem pozwól im na osiągnąć temperaturę pokojową, by wydobyć z nich pełnię smaku.

**Jeśli chcesz usunąć skórkę z owoców należy umieścić je we wrzącej wodzie na 20-30 sekund. Wyjąć i umieścić owoce pod zimną wodą, a następnie zdjąć skórkę.

Śliwki nadają się idealnie zarówno do wypieków jak i do dań o wytrawnym aromacie. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie raz zagoszczą w waszej kuchni.




Zawsze kiedy patrzę na powyższe zdjęcie czuję bliskość i wewnętrzne ciepło. Nieczęsto zdarza mi się trafić na takie małe 'przytulaki'. Gdy wyciągnęłam je z woreczka, małam masę różnych skojarzeń, wszystkie jedak zbiegały się do jednego. Do myśli o drugiej osobie. Osobie tak bliskiej, że możemy jej powierzyć najskrytsze tajemnice, że chcemy wracać do starych wspólnych wspomnien i chcemy budowac nowe, by pozostawić niezmywalny ślad w naszej pamięci. Ślad miłości, przyjaźni i bezgranicznego zaufania.

Na dziś przygotowałam dla Was mini ciasteczka z francuskiego ciasta z kremem śmietanowym i śliwkami, na francuska nutę, by pomyśleć o Paryżu, mieście miłości wyobrażajac sobie siebie ze swoją własną bliźniaczą częścią śliwki i poczuć smak pełnego szczęścia.




Kokilki ze śliwkami na francuską nutę

składniki:

300g ciasta francuskiego (domowej roboty lub gotowego)
1 kg śliwek

masa śmietanowa:
(po zapieczeniu przypomina francuski creme pattiserie)

125 ml śmietany (użyłam 18%)
2 jaja
40g cukru
nasiona z połowy laski wanilii

cukier puder do dekoracji



przygotowanie:

 Foremki do babeczek lub muffinek wysmarowac masłem i wyłożyć ciastem francuskim. Wypełnić masą (przygotowanie poniżej) i powtykać pokrojone na ćwiartki śliwki. Piec w piekarniku przez 20-25 minut. Ostudzić i oprószyć cukrem pudrem.

 masa śmietanowa:


Śmietanę wymieszać z jajami, cukrem i wanilią.
 


Bon Appétit!

niedziela, 11 września 2011

ZAPRASZAM-NOWY BLOG!! -macarons project



Już dziś zapraszam wszystkich serdecznie na mojego drugiego bloga
gdzie stworzyłam, a bardziej zaczynam tworzyć makaronikowy projekt by ułatwić wszystkim pieczenia tych małych, pysznych ciasteczek.

Na blogu znajdziecie m.in. opis ze zdjęciami jak krok po kroku zrobić makaroniki

W zakładce RECIPES umieściłam wstępną listę pierwszych wpisów, ktorej już niedługo pojawią się na blogu.

 Jeśli nie wiecie co to makaroniki lub chcecie dowiedzieć się więcej o całym projekcie i jeog inspiracji zapraszam tutaj- PROJECT

Mam nadzieję, że nie raz mnie dowiedzicie i że dzięki stronie pieczenie makaroników stanie się dla Was miłym doświadczeniem i ciekawą kulinarną przygodą. Liczę na to, że podzielicie się ze mną swoimi rezultatami, a także fantazyjnymi pomyslami, do których być może zainspirują was moje przepisy.

Pozdrawiam i zapraszam,


poniedziałek, 5 września 2011

Malin ciąg dalszy

Dzień niezbyt wyjątkowy, choć całkiem przyjemny. Z serii tych kiedy nie ma się zbyt wiele do zrobienia, albo się ma i się niewiele chce o tym myśleć. Dzień z tych kiedy uciekam od biegnącego zbyt szybko czasu i zbyt wielu obowiązków do kuchennego zacisza, w krainę moich własnych zabawek. Zabawek? Przecież ja mam 18 lat, jakie znów zabawki? A jednak, otóż w kuchni czuję się jak dziecko w sklepie z zabawkami, ale nie w markecie, w takim małym sklepiku przy rogu ulicy, gdzie misie pachna wanilią a wagoniki kolejki cicho skrzypią jadąc po torach. Uwielbiam gdy dom wypełnia zapach ciasta, gdy siedzę sama, choć wcale nie samotna, w kącie kuchnii i patrząc w okno ukęcam bananowy krem. Dzisiaj jednak nie będzie ani o bananach, ani o kremach, będzie o malinach. Malinach nie słonecznych i  letnich, lecz o tych, którymi późną jesienią będziemy się rozkoszować wyjadając palcem resztki ze słoiczka. Będzie o malinach, których łyżeczkę włożymy do herbaty i w jesienny wieczór, siedząc na parapecie obserwować będziemy coraz to wcześniejszy zachód slońca.

Czy jeż wiecie co mam dla Was na dziś?



Dżem malinowy z migdałową nutą

składniki:

(na ok. 3 słoiczki)

5 szklanek malin
2 szklanki cukru
5 łyżek likieru amaretto
2 łyżki soku z limonki
szczypta soli
50g migdałów

przygotowanie:

Na patelni uprażyć migdały.

W dużym garnku połączyć maliny, cukier, amaretto i sok z limonki. Doprowadzić do wrzenia. Zmniejszyć ogień i podgotować pod przykryciem przez 40 minut, często mieszając.
Zdjąć z ognia, dodać szczyptę soli i uprażone na patelni migdały.
Ostudzić i przechowywać w słoiczkach.

*Do przygotowania dżemu można użyć świeżych malin lub owoców mrożonych, najlepiej własnoręcznie, nie paczkowanych, oczywiście rozmrożonych i odsączonych przed użyciem.


**Dżem najlepiej przechowywać maksymalnie do kilki tygodni i przyrządzać na bieżąco korzystając z wcześniej zrobionych letnich zapasów :)


Życzę Wam miłych wieczorów, nie tylko tych letnich,
 lecz także nadchodzących jesiennych i zimowych .

Bon Appétit!

niedziela, 4 września 2011

OWOC ma MOC! - maliny


Cud-malina!

Pulchne i soczyste, o słodkim smaku i aromacie z nutą cierpkości. Określane często jako 'królowe owoców jagodowych' ( z ang.'Queen of Berries' ) to jedne z ulubionych letnich owoców, które wręcz rozpływają się w ustach.


Gdy tylko czuję słodki zapach małych owoców trzymanych delikatnie w garści powracają wspomnienia. Nie inne jak te z dzieciństwa, z miejsca, które bymło moim ukochanym, tak jest z tej niewielkiej, podmiejskiej działki, gdzie oprócz wiśni i jak mi się kiedyś zdawało wręcz miliona innych owoców, były również maliny. Niewielkie, dojrzałe i pachnące. Na krzewie przy krańcu działki. I jak to pisał Leśmian 'W malinowym chruśniaku, przez długie godziny zrywaliśmy...' tak i ja potrafiłam, zapodziana w gałęziach i liściach całe dnie wyjadac soczyste owoce. Gdzy dziś patrzę na nie usmiech pojawia sie na mojej twarzy, te małe, niezapomniane chwile dają mi wiele szczęścia. Mam nadzieję, że i wam maliny kojarzą się z małymi przyjemnościami. Niewielkie i niepozorne są niezwykle cenne nie tylko dla podniebienia ale i dla zdrowia. Poniżej przedstawię wam je w szerszym zarysie, mam nadzieję, że choć niektóre informacje będą dla was przydatne.








Istnieje ponad 200 różnych znanych gatunków malin. Odmiany czerwone są najczęstszym typem, lecz pojawiają się też żółte, białawe i ciemnofioletowe. Sezon malinowy zaczyna się w czerwcu i trwa do października.

Maliny znane były już w średniowieczu i uprawiane przez mnichów jako rośliny lecznicze. W XVII wieku popularność zyskały zarówno maliny czerwone, jak i ich żółta odmiana. Stanowią uosobienie przyjemności i zdrowia. Słodki smak malin nie jest jedynym powodem by oddać się ich rozkoszy. Owoce te bogate są w witaminę C, kwas foliowy, żelazo i potas, zawierają również duże ilości błonnika nierozpuszczalnego i nieco mniejsze błonnika rozpuszczalnego, który pomaga kontrolować poziom cholesterolu. Maliny są też dobrym źródłem kwasu elagowego oraz innych przeciwutleniaczy chroniących przed nowotworami. Gotowanie nie niszczy tych związków, więc dżem malinowy można również uznać za dość zdrowy, choć nie tak korzystny jak owoce w naturalnej postaci. Maliny zawierają 10 razy więcej przeciwutleniaczy niż pomidory lub brokuły. Wadą owoców jest to, że szybko się psują, należy więc zamrażać niewykorzystane resztki. Liście malin również są wykorzystywane w celach leczniczych, podczas leczenie biegunki lub przy nadmiernych krwawieniach miesiączkowych.


Wybór i przechowywanie

Maliny bardzo łatwo się psują i dlatego powinny zostać nabyte najwyżej dwa dni przed planowanym użyciem. Najlepiej szukać takich, które są pulchne, jędrne i mają intensywną barwę. Unikać należy tych, które są miękkie, lub zauważalna jest na nich pleśń. Przed zakupem warto też upewnić się, że maliny nie są zapakowane zbyt mocno w pojemnikach w opakowaniach jednostkowych, mogą być wtedy poniszczone lub zgniecione. O zepsuciu owoców mogą też świadczyć plamy lub oznaki wilgoci na pojemniku.

Maliny są jednym z najbardziej nietrwałych owoców, należy więc zachować szczególną ostrożność przy ich przechowywaniu. Przed schowaniem do lodówki powinno się usunąć zepsute i ewentualnie rozgniecione owoce, które mogą zanieczyszczać pozostałe. Następnie umieścić niemyte maliny z powrotem w oryginalnym opakowaniu lub rozłożyć na talerzu wyłożony papierowym ręcznikiem i pokryć warstwą folii. Maliny zachowują świeżość w lodówce przez jeden lub dwa dni. Nie należy zbyt długo przechowywać ich w temperaturze pokojowej lub w zasięgu promieni słonecznych, gdyż może to spowodować ich zepsucie.

Maliny można również zamrozić. W tym celu warto kupićn je w większych ilościach, by móc korzysać z zapasów w okresie niedostępności świeżych owoców. Przed zamrożeniem umyć delikatnie owoce, tak aby utrzymać ich kształt, a następnie osuszyć papierowym ręcznikiem. Muszą być całkowicie suche, nim włożymy je do zamrażarki. Najlepiej ułóżyć je w jednej warstwie na blasze lub dużym płaskim talerzu i umieścić w zamrażarce. Dodanie odrobiny soku z cytryny do malin pomagają zachować ich kolor. Gdy maliny się zamrożą można przełożyć je do plastikowych worków lub specjalnych pojemników i dalej przechowywać w zamrażarce. Mrożone owoce powinny zostać wykorzystane w przeciągu 10-12 miesięcy.


Mam dla was jeszcze kilka przepisów, do których można wykorzystać zarówno owoce świeże jak i mrożone, najlepiej samemu nie paczkowane. Owocowe babeczki z galaretką to idealny deser na ostatnie dni wrześniowego słońca. Kolejne przepisu już wkrótce.




Malinowo-jogurtowe babeczki z owocami.


składniki:

14 listków żelatyny
500 g malin
500 g soku malinowego
8 łyżek cukru
350 g pełnotłustego jogurtu
sok z 1 cytryny
20 g cukru waniliowego
200 ml śmietany 30%


przygotowanie:

Osiem listków żelatyny namoczyć w zimnej wodzie. Podgrzać sok z malin z 4 łyżkami cukru, dodać żelatynę i ostudzić. Przygotować 10 foremek. Maliny umyć. Połowę owoców umieścić na dnie foremek. Zalać połową malinowej galaretki i włożyć do lodowki do zastygnięcia.


W zimnej wodzie namoczyc pozostale 6 listków żelatyny. Dodać jogurt, sok z cytryny, cukier waniliowy i 4 łyżki cukru. Pozostawić do ostygnięcia na 20-30 minut. Śmietanę lekko ubić i dodać do masy jogurtowej. Masą wlać do foremek i pozostawić do zastygnięcia.

W foremkach z zastygniętą galaretką umieścić pozostałe maliny i równomiernie zalać galaretką malinową. Ponownie włożyć do lodówki do zastygnięcia. Podawać z kleksem bitej śmietany.


Już niedługo kolejne pomysły na wykorzystanie ostatnich w tym sezonie malin.
Życzę wam miłego spędzania, słonecznych jeszcze, a wszystkim gotującym...

...Bon Appétit!
Related Posts with Thumbnails